Od Super Mario 64 do Super Mario Odyssey: moje pokrętne dywagacje

Prowadząc bloga o konsoli Nintendo 64 czasami mocno odchodzę od tematu i prowadzę wędrówki w poprzek wszystkich generacji konsol. [1] Ale to dlatego, że poza ogromną fascynacją i sentymentem do starych gier z Nintendo 64, równie żywo interesują mnie nowsze pozycje.

W ostatnich dniach miałem okazję zagrać w najnowszą odsłonę Super Mario Odyssey na Switch. Pograłem tylko co prawda  kilka godzin, ale rzuciło mi się w oczy parę miłych spostrzeżeń dotyczących samej stylistyki gry. [2] O rozgrywce nie będę się wypowiadał, bo trudno coś napisać po tak krótkim kontakcie z grą. Co prawda kiedyś tam planuję właśnie dla Super Mario Odyssey kupić Switch, [3] ale te kilka miłych spostrzeżeń stanowi tylko kolejny powód ku temu. Jest to również powód żeby trochę poopowiadać o zmianach jakie zachodziły na przestrzeni kolejnych odsłon serii od Super Mario 64 aż do Odyssey. [4] Zacznijmy od gry Super Mario 64, która jako pierwsza gra z serii Super Mario w 3D wyznacza trend i nadaje kurs dla kolejnych odsłon, ale i też całego gatunku platformówek 3D. Wprowadza mnóstwo świeżych pomysłów i ciekawych elementów rozgrywki. Dbałość o szczegóły jak zasypiający Mario, utrata czapki, wbicie się w śnieg. Ale także warto położyć większy nacisk na umiejętność latania. To chyba pierwsza i ostatnia gra w tej serii, która pozwala na taką swobodę.

W kolejnych odsłonach mimo większych możliwości technicznych konsol, nie pozwolono na tak swobodne latanie jak w Super Mario 64. Pierwszy etap gdy dostajemy czapkę do latania jest świetny i pokazuje pełnie trójwymiarowej platformówki. Mnogość świetnych pomysłów widać też w power-up’ach.

Na dodatek trzeba to dosadnie zaznaczyć, że Super Mario 64 to jedyna odsłona z tak bogatym wachlarzem ruchów, a najmniejszą liczba power-up’ów. No i czy na muszli gdzieś jeszcze jeździło się tak świetnie!? Pamiętajcie jednak, że ta pierwsza odsłona stanowi podwaliny do każdej kolejnej gry z tej serii. I nie tylko kolejne odsłony będą czerpały z pomysłów na gameplay, ale także puszczały nostalgiczne oczko do fanów.

W późniejszym czasie, a było to wiele lat po premierze GameCube, zapoznałem się z Super Mario Sunshine. Ten jednak stylistycznie sprawił mi w pewnym sensie zawód. Mechanika gry i pomysły owszem były świetne, ale za mało było czuć świat muchomorków w Sunshine. Wszystko w scenerii rajskiej wyspy. Może gdyby to były 2, a co najwyżej 3 poziomy, ale nie cała gra! Zabrakło mi tych charakterystycznych wrogów, bloczków do rozwalania i innych elementów typowych dla serii. Trochę sytuację ratował Yoshi, który doczekał się aktywnego udziału w przygodzie. To co jednak trzeba przyznać tej odsłonie to, że stylistyka jest piękna, efekty wody, blasku słońca, to wszystko udało się wyśmienicie. A gameplay mimo widocznej kontynuacji i ciągłości z Super Mario 64, udało się wyjątkowo dobrze odświeżyć i wprowadzić na tyle istotne zmiany, że jest absolutnie inny niż w Super Mario 64. Czy lepszy, nie wiem, ale dzięki wodnemu jet-packowi gra się zupełnie inaczej.

W chwili gdy pierwotnie pisałem tą notatkę, nie miałem okazji grać w Super Mario Galaxy 1 i 2. Teraz zaś w 2024 jestem po ukończeniu obu części, i rzeczywiście w tych odsłonach autorzy mocno odeszli w bok jeżeli chodzi o stylistykę. Jest sporo elementów znanych z Super Mario 64, ale sytuacja jest podobna jak z Sunshine. Za mało grzybkowego królestwa w Super Mario Galaxy. Gameplay jest jeszcze bardziej odmienny od pierwszej odsłony i dosłownie wszystko stanęło na głowie.

Z takich bardziej szczegółowych, ale jednak istotnych zmian, to oprócz znacznego obcięcia wachlarza ruchów naszego bohatera jest jeszcze jedna ważna kwestia. Praktycznie w każdej po Super Mario 64 odsłonie Mario porusza się znacznie szybciej, a takie bardzo powolne i precyzyjne ruchy jak skradanie się do mięsożernej roślinki z Super Mario 64, zostały praktycznie wyeliminowane.

Z tego też powodu z niemałym okrzykiem radości powitałem Super Mario 3D World, które było tym na co czekałem. To też pierwsza gra na Wii U, którą uruchomiłem po zakupieniu konsoli. Wcześniej mając do czynienia z grami na Nintendo 64, a z nowszych to przeważnie na GameCube (nie licząc pojedynczych tytułów z Wii, które jednak nie odstawały mocno od poziomu grafiki prezentowanej przez GameCube) zostałem wbity w fotel jakością obrazu. To są zalety grania w retro. Nie doświadczyłbym takiego skoku jakości obrazu gdybym podążał za nowymi grami i konsolami. A tak z epoki GameCube, czyli około roku 2000, mogłem nagle przeskoczyć do 2016. Rewelacyjne uczucie. Tym bardziej, że nie wszystkim dane będzie go doświadczyć. Swoją drogą, zawsze dziwię się gdy ludzie wypisują, żeby nie wracać do starych gier, że lepiej zachować je w pamięci takimi jak je zapamiętaliśmy. Ale ja cały czas wracam do starych gier i nic mnie w nich nie odpycha. Wręcz przeciwnie, grając czuję to samo co lata temu gdy pierwszy raz miałem z nimi styczność. Ale może to kwestia podejścia, bo poznaję także wiele starych i starszych od Nintendo 64 gier przeważnie ze SNES’a z którymi nigdy nie miałem do czynienia. I podobają mi się! Nie odpycha mnie grafika czy stare toporne rozwiązania. Mają swój urok i bawię się przy nich świetnie.

Ale wracając do Super Mario 3D World na Wii U. Przede wszystkim tytuł ten zauroczył mnie całym swoim designem leveli, mnogością znanych wrogów i ciekawymi zagadkami. To było to na co czekałem od Super Mario 64. I nawet fakt, że całą grę utrzymano w izometrycznym rzucie kamery, to nie psuje mi to tego bardzo pozytywnego wrażenia. Nie opuszczało mnie poczucie, że to jest ten Mario z całą znaną i charakterystyczną dla niego otoczką. A dzięki nietypowej perspektywie, tytuł ten odróżnia się od pozostałych „dużych” gier z Mario.

Grając w Super Mario Odyssey poczułem ten sam styl co w Super Mario 3D World, ale znacznie rozwinięty o nowe i ciekawe pomysły. [5] A na dodatek w końcu widok jest jak z Super Mario 64, a nie ten izometryczny. Chociaż miejscami gdy podchodzimy do ściany kamera odsuwa się uwidaczniając całą przeszkodę dając wrażenie, że to Super Mario 3D World. Ale przede wszystkim, co ważne, to że początek rozgrywki w Odyssey to jest równie dobry jak w pierwszej odsłonie serii, czyli Super Mario 64. Można powiedzieć, że akcja niczym w filmach Hitchcock’a zaczyna się od trzęsienia ziemi, a dalej napięcie rośnie. Całość zaczyna się bez ogródek walką Bowsera z Mario zaś na szali spoczywa jak zwykle księżniczka Śliweczka. Niby standard, ale jak rewelacyjnie wykonany. Świetne intro. Wszystko śmiga i zdmuchuje czapki z głów. Cały wstęp do gry jest dynamiczny, konkretny i przede wszystkim krótki. Niespokojne oczekiwanie aż będzie można przejść do właściwej gry nie dłuży się niepotrzebnie. Super to lubię! Podobną sytuację mamy w w Super Mario 64, gdzie bez zbędnych przedłużaczy, postać zostaje oddana pod kontrolę naszych rąk.

 

Poziom na którym spędziłem najwięcej czasu ogrywając Oddysey to pustynna kraina o nazwie Sand Kingdom. Od razu przypomina mi się Lethal Lava Land i Shifting Sand Land z Super Mario 64. Poza samą stylistyką można zauważyć tendencje do projektowania otwartych poziomów z możliwością wyboru drogi bez narzuconego kierunku. Widać to wyraźnie to już w pierwszym poziomie (Bob-omb Battlefield), ale także wyraźnie w Lethal Lava Land i Shifting Sand Land, oraz w etapie Wet-Dry World, gdzie zaczynamy bez wyraźnego kierunku. Tak samo wygląda Sand Kingdom w Super Mario Odyssey.

 

Ten poziom pustynny, który miałem przyjemność poznać to istny plac zabaw wypełniony po brzegi znajdkami, gwiazdkami i przeciwnikami. A przede wszystkim wręcz na każdym kroku wylewają się z ekranu nawiązania do klasycznego Super Mario. Wspomnę tylko o rakietach, ceglastych kwadratach do rozbicia, pieniążkach, typowych goomb’ach, i wiele więcej. Ze szczerym uśmiechem i świecącymi się oczami chłonąłem wygląd nowej gry z Mario. Przede wszystkim mam na myśli fakt, że wszystko co umieścili w grze to pasuje do tego uniwersum i przywodzi mi na myśl wspomnienia związane z Super Mario 64. Dlaczego akurat Super Mario64 jest dla mnie tym odniesieniem do całej serii i punktem wyjściowym? Ponieważ ten pierwszy trójwymiarowy Mario w okresie swojej premiery zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Wcześniej grałem w Super Mario Bros na Pegazus’a, a także piracką wersję Super Mario Bros 2. To jest ta oficjalnie wydana tylko w Japonii, ale dzięki pirackim kartridżom na Pegazusa zawędrowała do Polski. Kolejne części ze SNES’a zupełnie były mi wtedy nieznane. I nagle przeskok w 3D i to z mega przytupem! Coś rewelacyjnego.

Zagłębiając się coraz bardziej w Super Mario Odyssey i pokonując coraz to bardziej wymyślne przeszkody, można dojść do wniosku, że wcześniejsze gry z Mario stanowiły poligon eksperymentalny dla wielu pomysłów, które świetnie rozwinięto i wpleciono do Super Mario Odyssey. Najwięcej radości sprawiły mi poziomy w ścianie, które są stylizowane na gry 2D. Do tego w grze znalazły się wszystkie lubiane akrobacje z bogatego wachlarza umiejętności Mario. I tak mamy długi skok, potrójny skok czy salto do tyłu. [6] A także chwytanie się krawędzi. Całość wzbogacają takie drobne smaczki jak umorusany od brudu Mario, ociekający z wody po wyjściu z jeziora czy dygoczący z zimna na mroźnej pustyni. Oraz liczne nawiązania do klasycznych odsłon 2D z NES i SNES.

 

I tak oto nie pozostaje mi nic innego jak kupić Switch [3] i dać się pochłonąć wspaniałej przygodzie, aby na końcu powrócić do zamku Peach znanego z Super Mario 64. [7]

@ Valoo

 


Pierwotna data publikacji: 01.12.2018.

Ostatnia aktualizacja: 03.07.2024.


[1] Postanowiłem wrócić do tej krótkiej notki z 2018 roku i po małych korektach opublikować ją w 2024.

[2] Teraz w 2024 mam już za sobą dwukrotne przejście gry, ale o tym w innym wpisie

[3] Kupiłem takową konsolę w 2023 roku – jest rewelacyjna

[4] Takowy wpis, a raczej całą serię wpisów mam w opracowaniu i zapewne w tym roku rozpocznę ich publikowanie

[5] Jest jeszcze bardzo ciekawy dodatek opracowany specjalnie dla SMW3D na Switch o nazwie Bowser’s Furry. Zarówno stylistycznie jak i gameplayowo.

[6] Ale i tak najwięcej jest ich w Super Mario 64

[7] To jest właśnie to puszczanie oczka do wszystkich nostalgicznych retro miłośników. Jednym z bonusowych etapów po ukończeniu głównego wątku w grze jest odtworzenie najbardziej znanego zamku księżniczki Peach w wersji z Super Mario 64.