Zwierzęca ferajna na czele z rudym lisem, żabą i świnką zasiada do kosmicznych myśliwców i walczy z odwiecznym złem, żeby uratować galaktykę? Brzmi kiczowato? I co z tego, skoro gra się fantastycznie!
Lylat Wars pomimo swojej trochę dziwnej oprawy, wyróżnia się szybką, krótką i dynamiczną rozgrywką. I to w zasadzie wystarczy. A przynajmniej u mnie tak było. Tytuł ten idealnie nadaje się na krótkie wieczorne posiedzenia, gdy nie chcemy wgłębiać się w zawiłe i żmudne fabuły misternie uknute przez autorów gry.
Z tytułem tym miałem już kontakt w czasach jego premiery, a było to około 1997 roku, czyli już bagatela 20 lat temu. I trudno w to uwierzyć ( zwłaszcza mnie! ), że ten czas tak szybko leci. Mając w pamięci ten tytuł, opisane wyżej uczłowieczone postacie nie wywołują u mnie żadnego zdziwienia, lecz sympatyczny uśmiech. Gdy ostatni raz miałem przyjemność przechodzić tą grę, sprawiała wrażenie dość długiej i trudnej. Jednak mozolnie pokonywałem każdy etap, odkrywając przy tym różne ścieżki rozgrywki. Wtedy też nie byłem właścicielem gry. Bowiem w tamtych czasach większość pozycji wypożyczało się, ponieważ ceny nowych w sklepie zdecydowanie sięgały poza moje skromne możliwości.
Teraz jednak stałem się szczęśliwym posiadaczem własnego egzemplarza, przedstawionego poniżej na zdjęciu w wersji dużej. Poza standardową instrukcją i kartridżem w środku znajdziemy wkładkę z wyprofilowanym miejscem na Rumble Pak. Ta wersja pudełka w porównaniu z normalnymi jest wykonana z grubszej tekturki i sprawia wrażenie solidniejszej w dotyku. Zarówno samo pudełko jak i instrukcja są znacznie większe niż klasyczne opakowania do gier na Nintendo 64, co widać na poniżej zamieszczonym zdjęciu. Na rynku dostępna była też edycja bez dołączanego wyżej wspomnianego akcesorium. Ja pokusiłem się jednak na bogatszą wersję. Zwłaszcza z uwagi na bardzo ładną i dobrze zachowaną instrukcję.
Zanim jeszcze przejdę do samej gry, warto zwrócić uwagę, że w Europie gra nosi nazwę Lylat Wars, zaś w pozostałych regionach świata zetkniemy się z nazwą Star Fox 64. Wynikało to z problemów z prawami autorskimi do nazwy Star Fox.
Wydany w 1997 roku Lylat Wars był jednym z nielicznych tytułów, w które można było zagrać niedługo po premierze konsoli. Bowiem w Europie Nintendo 64 oficjalnie dostępne było w marcu 1997, zaś opisywana powyżej gra, tego samego roku w październiku. Została ciepło przyjęta, sprzedając się w nakładzie 4 mln egzemplarzy i sytuując się w pierwszej dziesiątce najlepiej sprzedających się gier na Nintendo 64. Ponadto Lylat Wars był pierwszą grą na konsoli Nintendo 64, która wykorzystywała funkcję Rumble Pak. Jest to dodatkowe akcesorium wywołujące wibracje całego pada w reakcji na to co dzieje się na ekranie. Można je było zakupić oddzielnie, lub nabyć razem z grą Lylat Wars. Czasami z tego korzystam i fajnie sprawdza się w takiej zręcznościowej strzelance.
Opisywany tytuł jest kontynuacją gry Star Wing ze SNES’a wydanej w roku 1993, stanowiący restart całej opowieści. Kolejne zaś części gry ukazały się na GameCube i bliżej im było do przygodówek, gdzie walki powietrzne stanowiły tylko jeden z elementów gry.
Przechodząc może jednak do samej gry, nie trudno się zorientować, że Lylat Wars jest typową strzelanką na szynach. W tym gatunku na konsoli Nintendo 64 był prawdziwy nieurodzaj. Poza tą grą znajdziemy jeszcze tylko Sin & Punishment wydany tylko w Japonii oraz dostępnego u nas Pokemon Snap. Przy czym ten ostatni to nie specjalnie bym zaliczał to tego gatunku gier.
Główny trzon rozgrywki sprowadza się do tego, że poruszamy się po z góry ustalonej trasie przelotu, z możliwością poruszania się jedynie w obrębie widocznego przez nas ekranu. Owszem czasami mamy rozwidlenia czy ukryte skróty, w które możemy skręcić. Pod koniec każdej misji przyjdzie zmierzyć się z jednym z kilku bossów. Ich realizacja i projekty nie są niczym wybitnym, ale po prostu są tacy jak powinni być solidnie wykonani. Czasami też trafiamy na otwarte pole bitwy po którym poruszamy się swobodnie już od samego początku, co jest bardzo dobrym urozmaiceniem i stanowi jeden z ciekawszych elementów gry. Wygląda to jak prawdziwa gwiezdna batalia, gdzie wszyscy latają i strzelają do siebie nawzajem.
Do rozgrywki wprowadzani jesteśmy przez krótką odprawę z naszym generałem. Tutaj też dowiadujemy się o celach naszej misji i zarysie fabuły. W pierwszej misji dowiadujemy się, że układowi słonecznemu zwanemu Lylat grozi atak ze strony Androssa. Ochoczo więc zasiadamy za sterami kosmicznego myśliwca wcielając się w tytułowego gwiezdnego lisa, dowodzącego grupą Star Fox. Jest to elitarna jednostka chroniącą cały system Lylat i utrzymująca w nim pokój. Wyruszamy w poprzek całego układu słonecznego, przemierzać każdą z planet, aby na końcu wylądować na planecie Venom. Tam też dojdzie do ostatecznej bitwy ze złym Androssem.
Jak już wspomniałem wcześniej, postacie występujące w grze to uczłowieczone zwierzęta, tak więc mamy lisa (Fox McCloud) w postać którego się wcielamy, żabę (Slippy Toad), królika (Peppy Hare) i ptaka (Falco Lombardi), a także inne mniej sprecyzowane względem wyglądu postacie. Wszystko jest dość kolorowe i miłe dla oka z zachowaniem specyficznego klimatu zahaczającego o japońskie anime. W trakcie walki towarzyszą nam trzej kompani. W trakcie misji komentują wydarzenia, czynnie walczą, a także mogą zostać zestrzeleni. Biorą udział w tym co dzieje się na ekranie. Dzięki czemu mamy wrażenie że jesteśmy częścią zespołu. A nie, że pozostali są tylko na doczepkę…. Liczne komentarze i dialogi z ich strony dodają pikanterii w i tak dość dynamicznej akcji. Co bardzo ważne, dialogi są nie tylko wyświetlane w formie tekstu, ale także słychać nagrane ich wypowiedzi. Co w przypadku gier na Nintendo 64, z uwagi na małą pojemność kartridża, było rzadkością. Nasi kompani poza zarzucaniem nas toną komentarzy tego co dzieje się na ekranie, w trakcie walki nie pozostają bierni, lecz aktywnie pomagają nam w razie potrzeby. Bywa też, że to my musimy czasami ratować ich z opresji. Gdy nam się to nie uda to w kolejnej misji może okazać się, że zostaniemy bez ich pomocy co przekłada się też trochę na poziom trudności, bo jest więcej wrogów, którymi musimy samemu się zająć. Także pod koniec każdego etapu, otrzymujemy podsumowanie naszych wyników, jak ilość zestrzelonych pojazdów i stan zdrowia naszej ekipy. Za każde elementy otrzymamy kolejne punkty lub życia. Także, gdy wykażemy się wyjątkowymi umiejętnościami, zestrzelimy dość dużo wrogów, a nasza załoga z walki wyjdzie bez szwanku, liczyć możemy na medal z danej misji. Nasze efekty obserwować i porównywać można w rankingu dostępnym z głównego menu.
To co może wielu współczesnych graczy zaskoczyć to długość gry, którą w zasadzie możemy ukończyć w ciągu jednego popołudnia. Co ja tam piszę. Dla oblatanego gracza zajmie od 30 do 60 minut obejrzenie napisów końcowych. Jednakże to nie jest istotą tej gry, żeby na chybcika przelecieć i odhaczyć tytuł. Ponieważ po kolejnym uruchomieniu okaże się, że możliwości i kombinacji przejścia gry jest kilka, co w znaczący sposób urozmaica grę. Poza tym nie ważne jest jak długa jest ta gra, bo samo latanie i strzelanie sprawia na tyle dużo przyjemności, że chce się mimo wszystko jeszcze raz włączyć tą samą misję.
Każda z kolejnych misji jakie są nam zlecane, stanowi kolejny etap na drodze przez układ słoneczny. Tak więc w pewnym momencie odwiedzimy także i znajdującą się w jej samym środku rozgrzaną do czerwoności gwiazdę. Etap ten jest wyjątkowo wymagający, bowiem nasze pojazdy nieustannie tracą energię osłon, i wymaga to ciągłego odnawiania poprzez zbieranie bonusów na trasie. Więc nie wystarczy tylko unikać ostrzału, ale i dbać o regenerowanie paska energii. Ponadto na swojej drodze odwiedzimy bardzo zróżnicowane planety. Każdą zaprojektowano w zupełnie odmiennym stylu, tak żebyśmy co chwila byli zaskakiwani. Zmieniająca się nieustannie sceneria i wydarzenia nie pozwalają na nudę. I tak z kosmicznej przeraźliwie zimnej poróżni, przeniesiemy się w podwodne krainy, a następnie odwiedzimy sztuczne bazy wrogich wojsk.
Pierwszą misję śmiało można potraktować jako wprowadzenie w zasady gry. Ale już kolejne robią coraz większe wrażenie. Przelecimy przez pasmo asteroid, a następnie wlecimy w kosmiczne złomowisko, gdzie nad naszymi głowami o ułamki milimetrów mijają nas wraki rozbitych statków i bliżej nieokreślone żelastwo.
Poza urozmaiconą scenerią odwiedzanych miejsc w kosmosie i planet, autorzy uraczyli nas dwoma pojazdami trochę różniącymi się od Air Winga. Niestety tylko na okazję dwóch misji zamienimy naszego jastrzębia na opancerzony, ale zwinny czołg (Landmaster Tank) lub zanurzymy się łodzią podwodną (Blue Marine sub). Jedną z bardziej oryginalnych misji jest właśnie ta w której poruszamy się czołgiem. Zmienia się tutaj znaczącą gameplay. Teraz strzelamy do obiektów z poziomu ziemi i musimy uważać gdzie jedziemy. Wszelkie wyboje i dziury rzucają nami na wszystkie strony. Do tego etap ten obfituje w naprawdę zajadły ostrzał ze strony wroga.
Jednak w większości misji zasiadamy w samolocie, czyli Airwing Fighter, którym możemy wykonać kilka zgrabnych akrobacji, przydatnych w trakcie walk z co bardziej zawziętymi oponentami. Mamy możliwość wykonania kilku prostych sztuczek takich jak szybkie obroty, pętla pozwalającą znaleźć się za przeciwnikiem który do nas strzela, czy też ostry skręt przydatny podczas manewrowania w bardzo wąskich korytarzach. Jak widać w grze poza celnością ostrzału wymagana jest precyzja w poruszaniu się maszynami bojowymi.
Wspomnieć warto krótko o umieszczonym tryb multiplayer. Krótko bo niestety jest dość okrojony, sprowadzając się do pojedynków z żywym graczem na jednej z kilku plansz. Niestety bez oponentów sterowanych przez grę. Żałować także można, że nie udało się wprowadzić trybu kooperacji w kampanii… szkoda, ale to nie te czasy.
Gra jest względnie trudna i miejscami wymaga od nas sporo zaangażowania. Zwłaszcza, że gdy skończą nam się życia to musimy zaczynać od nowa całość… od samego początku! Pamiętam, że nie raz tak było, że już gdzieś daleko doszedłem w swoich zmaganiach, ale było tak trudno, że traciłem wszystkie życia i… koniec. I musiałem rozpoczynać od pierwszej misji. Trochę frustrujące, ale i przejście całej gry dostarcza więcej satysfakcji.
Słowo na koniec: Tytuł stojący na wysokim poziomie pod względem wykonania. Wizualnie przykuwa uwagę, zaś gameplay nadal jest atrakcyjny i daje sporo satysfakcji. Ponadto jest to jedna z niewielu gier tego rodzaju wydana na Nintendo 64. Dobry railshooter który śmiało może konkurować z podobnymi tytułami na innych konsolach.
@ Valoo
Notatka techniczna
Data pierwszej publikacji: 24.04.2016.
Data ostatniej modyfikacji: 11.04.2022.
Konsola: Nintendo 64
Data wydania ( Europa ): 20 października 1997
Producenta: Nintendo EAD
Wydawca: Nintendo
Sprzedaż: 4 mln egzemplarzy [1]
Bibliografia
[1] Nintendo 64 Anthology Enhanced Edition
Zdjęcia